poniedziałek, 29 grudnia 2014

Oneshot

Kiedyś w małej wiosce oddalonej od wszystkich miast urodziła się dziewczynka. Miała czerwone jak krew włosy, oczy w których wiecznie było widać płomień śmierci oraz nie miała ręki. Tak dokładnie to małe dziecko urodziło się bez ręki, wyglądała jakby coś jej oderwało ją, jednak najbardziej zdziwiło ludzi że nie płakała. Po urodzeniu dziewczynka po prostu patrzyła w jeden punkt. Ludzie byli przerażeni, wielu z wioski proponowało rodzicom wyrzucić dziecko na skraju lasu, byli też tacy co chcieli by zostało spalone. Legenda mówi, że w lesie Legolasa mieszkają stworzenia piękniejsze od elfów lecz przebiegłe i niebezpieczne, Keroptory wyglądają jak połączenie konia z jeleniem są koloru błękita, a ich niestworzone piękno potrafi zabić. Tak mówią. Rodzice byli przerażeni swoim dzieckiem, uważali że to kara od Boga, nazwali potwora Honotachi, co znaczy Miecz Płomieni. Kiedy miała 4 lata posłuchali rady ludzi i wyrzucili dziewczynkę na skraju lasu modląc się by już nigdy jej nie zobaczyć. Następnego dnia poszli sprawdzić czy wciąż tam jest. Pusto, nic nie ma, zniknęła, niegdyś rodzice dziecka, czyżby teraz jej zabójcy. Ich myśli zatrzymały się na tym, przerażenie i strach wzięło górę nad rozsądkiem. Następnego dnia ludzie, którzy spłodzili demona powiesili się przy chatce w której przyszło na świat. Ich istnienie zostało wymazane. Tymczasem dziecko zostało zabrane przez mityczne stworzenia i wychowane wśród nich. Honotachi dorastało otoczona naturą nie znając ludzi. Jej rodziną było wszytko co istniało, jednak jedna rzecz nie dawała jej spokoju jej wygląd tak bardzo różnił się od innych, próbowała znaleźć coś tak dziwnego jak ona lecz nic nawet trochę nie przypominało jej. Myślała, że jest potworem, kiedy pytała się Keroptorów, czemu jest inna, odwracały wzrok lub zbaczały z tematu. Pewnego dnia dziewczynka nie wytrzymała, zdenerwowała się i uciekła w stronę skraju lasu. Wtedy pierwszy raz to ujrzała, stał przy koniu, coś tak podobnego do niej, to co widziała wydawało jej się niemożliwie, ale coś było nie tak to miało dwie ręce, a ona jedną. Bez zastanowienia podeszła i dotknęła tej dłoni której sama nie miała. Pytając w Keroptorskim języku:
- Co to?
- Wow! Wystraszyłaś mnie... Moment, eee wybacz ale co ty powiedziałaś?
- Dziwny język. Nie mój - powiedziała wskazując na swój język.
- Co? Język? Ach nie mówisz po naszemu? No na tubylca to ty mi nie wyglądasz, chodź - nieznajomy wyciągnął rękę, by złapać ją za jej. - Co jest? Ty... nie masz ręki? - szybko odsłonił liść którym była okryta, lecz nic tam nie było. - Okrutne, los ci nie sprzyja co? - po tych słowach okrył ją materiałem i zabrał na konia - pomogę ci.
- Czemu? Dom, to mnie zabiera od niego?
Mężczyzna zabrał potwora, po czym również wsiadł i ruszył w stronę domu. Modląc się tylko o to by nikogo znajomego po drodze nie spotkać. Przez długi czas drogi trwała między nimi cisza. Aż w końcu chłopak odważył się spróbować zagadać. 
- No więc, jestem Riku, a ty?
- Imię!? Imię! Moje Honotachi.
- Eeee moment, nie mam pojęcia jakiego języka używasz, ale będę strzelać, że nazywasz się... Ho-no-ta-chi? Zgadłem? Hej, mogę ci mówić Chi?
- Honotachi! Honotachi! - dziewczyna nie mając zielonego pojęcia co chłopak mówi powtarzała tylko w kółko swoje imię.
- Ok ok rozumiem, twoje imię już znam spróbuj powtórzyć moje, no dawaj Riku.
- Ri-ri-riko. Riko! Riko!
- No błagam dziewczyno pierdolisz jakimś skomplikowanym językiem, Wykrzykujesz swoje imię na wszystkie strony, a nie potrafisz powiedzieć prostego imienia Riku. No dasz radę R-i-k-U. Teraz ty.
- Rik-k-k-ou. Rikou! Rikou?
- Boże miej mię w opiece, albo nie lepiej ją. To może spróbuj Rik, do tego momentu wychodziło ci dobrze. 
- Rik, Rik! Rik! 
W tym momencie chłopak spojrzał prosto w jej oczy, to był widok którego jeszcze nie spotkał. - Piękno w smutku - tak je nazwał - oj przepraszam, masz niezwykłe oczy. Wiesz w ogóle jesteś bardzo piękna, cieszy mnie, że spotkałem cię tam. To jak przeznaczenie - mówiąc to zaśmiał się.
- P-p-pię-pięk-na, piękna. - dziewczyna nie miała pojęcia co znaczy to słowo lecz na samą myśl o nim robiło jej się ciepło w klatce piersiowej.
- O kurde, powiedziałaś to! Hahaha o rany czuję się jakbym uczył dziecko mówić.
Przez resztę drogi chłopak z szerokim uśmiechem na twarzy milczał, a dziewczyna w kółko powtarzała coraz to głośniej piękno. I w tym stanie oboje dojechali do chatki chłopaka. Natychmiast zdjął ją z konia i zabrał do swojego warsztatu. Po tym zdjął z niej zarzucony wcześniej materiał i wziął całe masę metalu. 
- Dobra wiem, że mnie nie rozumiesz ale mam zamiar stworzyć ci z tych kawałków metalu nową rękę. Twoim zadaniem jest jedynie nie ruszać się i najlepiej jak najmniej krzyczeć....Gdybyśmy tylko potrafili się jakoś porozumieć.
Dziewczyna lekko pochyliła się w stronę chłopaka i przyłożyła do jego serca błękitny kamyk po czym ku zdziwieniu Riku odezwała się zrozumiałym dla niego językiem 
- Czym jesteś?
-...What's going on!? Czekaj nie wiesz czym jestem? Głupia jesteś tym co i ty. Czy to nie oczywiste?
Dziewczyna spojrzała się pytająco na mężczyznę - czym ja jestem?
- No nie ona chyba se żartuje, jesteś człowiekiem! Co ty odwalasz? 
- Jesteśmy tym samym? Ale ja nie mam tego? - w tym momencie wskazała na lewą dłoń chłopaka której sama nie miała
- Co? To twój problem? Przecież tak się zdarza, w jakim ty świecie żyjesz? Chi błagam cię. Pomyśl trochę to że brakuje ci ręki to nie znaczy, że nie jesteś człowiekiem. Kto ci naopowiadał takich głupstw.
- Naopowiadał? Co to człowiek? Nie znam tego gatunku.
- Oj coś czuje, że to nie przypadek, że znalazłem cię na skraju lasu. Dlaczego nie masz ręki?
- Dlaczego? - Honotachi patrzyła na niego z coraz to większym zdziwieniem
- Serio!? nawet tego nie wiesz, o stary, przerąbane. Powiedz na pewno nie masz jakiegoś zaniku pamięci? No bo na 100% normalną to ty mi nie wyglądasz.
- Czym jest normalny?
- O ludzie nawet w tym samym języku z nią się nie dogadasz. Dobra słuchaj pogawędki zostawmy na później, teraz zajmiemy się twoją zakichaną ręką. Posiedź tu dam ci coś do jedzenia i picia. NIC nie ruszaj. Eee zapewne kawy to ty nie pijasz, co? A mięso jadasz mięso? 
- Fee...
-Ta rozumiem, że to znaczy nie. No świetnie nie dość, że wariatka mi się trafiła to jeszcze wegetarianka. Czeka cię tu spokojne życie, wszystko będzie w porządku, zamieszkaj tu, zobaczysz spodoba ci się. Trzeba było te rady se darować, a przestrzegać "nie bierz obcych do domu". W sumie gdybym tu nie zamieszkał to może wcale bym jej nie spotkał, no ale mam chociaż jakąś rozrywkę. - Riku gawędząc sam do siebie przygotował Chi jedzenie po czym podał jak najszybciej. - Proszę bardzo pyszniutka sałatka bez mięsa i do tego woda. Prawdziwe specjały matki natury. No już zajadaj.
Dziewczyna jednym okiem spojrzała na niego po czym zabrała się za jedzenie. Przez ten czas mężczyzna poszedł wytopić metal który znalazł. 
- No jak najedzona? - pokiwała głową - świetnie, do roboty. Pozwól że wezmę wymiary twojej ręki - szybko zrobił wszystkie potrzebne wymiary i naszkicował ją by mieć gdzie je zapisać - Gotowe! Możesz się wyluzować, a ja się zajmę resztą. 
- ...Dziękuje. 
- Co ty będziesz dziękować jak będzie po sprawie. Ech te wariatki niby dziwne, a takie słodkie. Oj życie chyba mi nie miłe. Więc powiedz, kto cię wychował?
Keroptory. 
- Co!? Żartuje? Przecież to mit, zwykłe wygłupy, do straszenia dzieciaków. Czegoś ty się naćpała? 
- Ale to prawda.
- Będzie ciężko, no ale skoro tak mówisz to powiedzmy, że tak jest. W takim razie jak przeżyłaś? Przecież to potwory.
- Kłamstwo! Są roślinożerne tak jak ja.
-Wow no teraz to mnie wzięłaś. To wiele wyjaśnia ale mimo to jakoś ciężko mi w to uwierzyć, no wiesz krążą o nich raczej odwrotne plotki. 
- Odwrotne?
- Rany. Wszyscy mają je za mięsożerców i potworów.
- To nie potwory! Ja... jestem potworem.
- Ty? A to czemu?
- Jestem inna, nie ma takich jak ja.
- No czekaj przecież już ustaliliśmy że jesteśmy tacy sami. 
- Ale włosy, oczy, ręka.
- No fakt włosy i oczy to masz dziwne, ale z ręką już ustaliliśmy, że to się zdarza. Kobieto z tobą nie da się gadać, lepiej skupie się na robocie. 
Przez resztę czasu siedzieli w ciszy. Riku tylko parę razu podchodził do niej i sprawdzał czy wszystko jest okej. Po skończeniu roboty nadeszła pora na przymocowanie cacuszka. 
- Dobra teraz może boleć, tylko błagam nie krzycz za głośno, zaczynam. 
I znów na twarzy chłopaka pojawiło się ogromne zdziwienie, Chi nawet nie drgnęła. Pamiętał jeszcze, że nawet facet któremu mocował metalową dłoń wrzeszczał jak opętany.
- Ej naprawdę nie musiałaś tego w sobie dusić. 
- Ale to nie bolało.
- Dziwaczka.... moment poczekaj chwilę - mężczyzna przyniósł nożyk i bandaż. - Okej teraz zachowam się jak popapraniec, ale ciekawość mnie zżera.
Przysunął do siebie jej łydkę i porządnie naciął skórę. Zero reakcji, a jednak dobrze mu się zdawało ona kompletnie nie czuła bólu, to było na maksa nie normalne, no ale wygląda na to, że prawdziwe. 
- Niesamowite. No czegoś takiego jeszcze nie widziałem.
-Ja... Keroptory powiedziały, że taka się urodziłam, że one nie miały w tym udziału. 
- No po tym co widziałem to już sam nie jestem pewien czy taki z ciebie normalny człowiek. Jak tam ręka? Spróbuj nią ruszyć, na początku może być ciężko, ale przyzwyczaisz się. 
- Tak? 
- Hee... Jakoś mnie to nie dziwi, ruszasz nią jakby to było nic dziwnego. Wygodnie?
- Aha jest świetna, ale czuje się jakbym miała na sobie obce ciało.
- Mówiłem już przyzwyczaisz się. 
Przez parę pierwszych dni Honotachi mieszkała zamknięta w pracowni Riku. Co dzień odwiedzał ją i przynosił jedzenie, przy okazji zadając jej parę pytań dotyczących jej przeszłości. Miał nadzieje na zdobycie choć trochę przydatnych informacji, co do dziwnej nieznajomej, której nie wiadomo z jakiej głupoty postanowił pomóc. Jednak każdego kolejnego dnia przyzwyczajał się do jej towarzystwa. Aż w końcu po tych spokojnie mijających dób, do jego domu przyszło wojsko. Mogłoby się wydawać, że to po dziewczynę, lecz to nie tak. Ojciec chłopaka pracował w wojsku i również na niego przyszła pora. Chi nie wiedząc o co chodzi wyszła z ukrycia zaczynając atakować żołnierzy. Krzyczała na wszystkie strony we własnym języku "Achata medori etno renero", czyli "Niech przekleństwo waszym skalanym duszą". Chłopak próbował ją uspokoić, lecz nic z tego, wpadła niczym w trans. W ostateczności została porażona prądem i zabrana razem z nimi, tego najbardziej się obawiał. Nie chciał żeby jej zabierali, miał nadzieje, że po wszystkim ucieknie z powrotem do lasu. Przeklinał się w myślach zrzucając całą winę na siebie. Gdyby tylko jej tu tyle nie trzymał. Czemu od razu jej nie posłał do domu. Cholerna ciekawość. Jak zawsze spartoczył sprawę właśnie w tedy, kiedy najbardziej powinien uważać.
- Ona nie ma z tym nic wspólnego, przypadkiem znalazła się w niewłaściwym miejscu o niewłaściwej porze. - Chłopak desperacko prosił wojsko, może jeszcze da się to naprawić. Wypuście ją...Proszę.
- Chłopie nie mam pojęcia co to za potwór, ale radze ci się trzymać od niej z daleko. Zresztą lepiej się nie stawiaj, dowódce to raczej nie zachwyci. No więc siedź spokojnie i ciesz się, że żyjesz. 
- A co z nią?
- O stary, nie wróżył bym jej nic dobrego.
Po dojechaniu na miejscu, zabrali ją i próbowali przesłuchać, niestety bezskutecznie, gadała tylko swoim językiem. Torturowali ją na różne możliwe sposoby, jednak milczała. Riku patrzył na to wszystko mimo woli. Łzy z oczu mu ciekły bez końca. Nie udało się znów zawiodłem, jestem śmieciem. Wtedy Honotachi spojrzała na przyjaciela, który pomógł jej w potrzebie i jako jedyny przyznał jej człowieczeństwo i powiedziała do mężczyzny słowa, które zostały w jego sercu na zawsze. Później nastał czas egzekucji, przed oczami wszystkich żołnierzy, wbito jej miecz, przez plecy do serca. Ta bestia nigdy już nie ujrzała dobroci i zła ludzi. Dla niej to był już koniec przygody... Jednak Riku poprzysiągł, że dla niej będzie żył i nigdy nie powie złego słowa o takich jak ona. Obiecał jeszcze, że znajdzie Keroptory i opowie im historie ludzkiego demona, który postanowił zmienić właśnie jego życie. Teraz już jedyne słowa jakie brzmiały w jego sercu brzmiały "Walcz za nas oboje, a ja przekaże ci moje płomienie" to ostatnie słowa Honotachi.